10 września 2019, 08:15
Wczorajszy dzień praktycznie cały na plażach, z szumem morza i wrzaskiem mew w uszach. Zaczęłam od Jelitkowa będącego najbliżej, bo tylko 4 przystanki od bazy.
Na początku ok. 9 spokój, morska cisza, drepczące mewy i muszelki przy brzegu fal. Gdy towarzystwo zaczęło się złazić przeniosłam się do Sopotu za pomocą autobusu.
Udało mi się przejechać aż na koniec linii, zejść spacerkiem fajną leśną drogą od uzdrowiska, złapać inny bus i wreszcie dotrzeć do deptaka i kościoła mijanego poprzednio.
Dotarłam, poszłam aż na koniec Mola, obfotkowałam co ciekawsze kawałki po czym postanowiłam wyjść na latarnię. Poza panoramą i 135 schodami nic tam nie było. Byli za to przesympatyczni współturyści, równie sympatyczni młodzi panowie za straganach, a muzeum figur wojskowych zaskakujące.
Potem usiadłam w przemiłej kawiarni i zjadłam sobie czarne spaghetti, po czym przeczekawszy największy deszcz postanowiłam zejść na plażę.
Po czym po chwili usiadłam na piachu, oddychalam i słuchałam ryku morza.